środa, 10 lutego 2016

Jan Gmurkowski ...

Dziś mija 9 lat od śmierci dyrektora Szkoły Podstawowej w Woli Bystrzyckiej - Jana Gmurkowskiego, dlatego zamieszczam poniżej artykuł z gazety "Wspólnota Łukowska", w którym wspominają go bliskie mu osoby.



Jan Gmurkowski (1958- 2007) 
Urodził się 21 marca 1958 r. w Hermanowie, jako piąte dziecko rolników Aliny i Józefa Gmurkowskich. Uczył się w ZSZ NR 1 i Technikum Mechanicznym w Łukowie. W szkole średniej zaczął interesować się sportem. W 1980 r. zrobił kurs Instruktora lekkiej atletyki i zaczął pracę jako nauczyciel w szkole w Oszczepalinie. Zmienił ją w 1983 r. na pracę w Wojewódzkim Zrzeszeniu LZS w Siedlcach. W 1991 r. po rozwiązaniu RW LZS r. wrócił do pracy jako nauczyciel w-f w SP w Woli Bystrzyckiej i Szkole Rolniczej w Wojcieszkowie Poświęcał się pracy społecznej. Był inicjatorem założenia UKS „Orlik” w Woli Bystrzyckiej, organizował imprezy sportowe. Został uhonorowany medalami, min. medalem Komisji Edukacji Narodowej. Ukończył studia licencjacie w zakresie nauczania początkowego na UMCS, studia podyplomowe w zakresie organizacji i zarządzania oświatą i wychowania fizycznego. W 2002 r. został dyrektorem SP w Woli Bystrzyckiej. We wrześniu 2006 r. jego pracę przerwała choroba nowotworowa. Do końca jednak angażował się w organizację turniejów tenisa stołowego. Tej dyscyplinie, jako instruktor tenisa, poświęcił 10 lat działalności na terenie gminy Wojcieszków i powiatu łukowskiego. Zmarł 10 lutego 2007 r. w szpitalu w Łukowie.
Wiesława Gmurkowska: - Poznaliśmy się na zawodach w Bielsku Podlaskim, z którego pochodzę. Pobraliśmy się po roku znajomości. Od początku wiedziałam, że mąż jest „zakręcony” na punkcie sportu. Razem z małymi dziećmi jeździliśmy naszą syrenką na różne zawody, które często były w niedzielę, na świeżym powietrzu. Od najmłodszych lat angażował nasze dzieci w sport. Nigdy nie miał czasu na odpoczynek. Ciągle przygotowywał się do zawodów. Pisał programy, jeździł po nagrody. Kilka drukarek padło na drukowaniu dyplomów.
Żeby nie wiem jak był zmęczony, to kiedy wracał do domu, musiał pogadać z dziećmi, pograć z nimi w tenisa, szachy, warcaby. Najmłodszy syn wieczorem gramolił mu się na kolana i grali z w warcaby. Wieczny optymista…Zawsze mówił, nie ma co się martwić, będzie dobrze. Już w czasie choroby zaczął pisać książkę ze wspomnieniami, nie udało mu się dokończyć, zabrakło czasu…
Zbigniew Wiącek, nauczyciel w-f w Zespole Szkół nr 3, sekretarz Powiatowego Zrzeszenia LZS: - Chodziliśmy razem do technikum, Janek był rok młodszy. Był czołowym lekkoatletą w szkole. Świetny kolega, zdolny uczeń. Już wtedy okazał się dobrym organizatorem życia sportowego w gminie Wojcieszków. W każdej wsi zakładał LZS-y.
Jerzy Jóźwik: - W Woli Burzeckiej założył LZS „Specjal” . Na mecze jeździło się wtedy ciągnikiem z przyczepami. Kiedyś jechaliśmy na mecz do Jeleńca. Na jednej przyczepie zawodnicy, na drugiej kibice. Jak dojeżdżaliśmy do zabudowań, kibice zaczynali śpiewać: „Specjal nie popuści Jeleńcowi wp…. spuści”. I tak w każdej wsi. Do prowadzenia sportowej działalności niezbędny był Jasiowi motocykl WSK, którym przemierzał gminę. Był rozpoznawalny w środowisku przez fryzurę afro. Jestem przekonany, że po tej stronie Wisły nikt takiej czupryny nie miał. Mówiło się nim „ten przystojny z bujną czupryną”. W technikum miał pseudonim Jimi, przez te włosy podobne do Hendrixa. Miał także ponadprzeciętne zdolności taneczne. I umiał się przyjaźnić. Był jedną z niewielu osób jakie spotkałem w życiu, która rozumiała pojęcie przyjaźni.
Zbigniew Wiącek: - Kiedy pracował w LZS-ach co roku robiliśmy zawody lekkoatletyczne.
W latach 90 tych LZS-y padały, a Wojcieszkowie nie padł. Janek to wszystko trzymał. W każdej wsi miał zaprzyjaźnionych ludzi. Na początku lat 80-tych mógł skończyć AWF, Rada Wojewódzka LZS w Siedlcach chciała go delegować na studia do Gdańska, ale on zrezygnował. Wolał na miejscu organizować sport.
Jerzy Jóźwik: - Umiał wyczuć talent zawodnika, rozpoznać predyspozycje. Ustawiał np. reprezentację Szkoły Rolniczej i doskonale dobierał zawodników do poszczególnych konkurencji. Sam kilka razy w latach 80-tych brał udział w Maratonie Pokoju w Warszawie na pełnym dystansie. Uprawiał narciarstwo biegowe. Zabierał uczniów na obozy sportowe do Rajczy.
Wiesława Gmurkowska: - Biegał na nartach z domu w Hermanowie do pracy w szkole w Woli Bystrzyckiej. Na skróty to było ok. 7 km.
Tomasz Niewęgłowski, dyrektor Zespołu Szkół w Wojcieszkowie: - Kiedy zaczynałem pracę w Wojcieszkowie 19 lat temu, jako łukowianin byłem zaskoczony wysokim poziomem sportu na terenie gminy Wojcieszków. A taki był dzięki Jankowi. Po 3 - 4 latach naszej wspólnej pracy zorientowałem się, że nasza gmina jest najbardziej usportowiona w byłym woj. siedleckim.
Jerzy Jóźwik: - Był zwolennikiem sportu masowego. Kontaktowy, rzeczowy, towarzyski i nadludzko pracowity. Organizował mecze piłki nożnej dla drużyn z „budżetówki” i letnie turnieje na wsiach.
Tomasz Niewęgłowski: - Stać go było na podjęcie jednoznacznej decyzji w rozstrzyganiu spornych sytuacji sportowych. Wszyscy się zastanawiali, dyskutowali, w końcu Janek mówił „ma być tak i tak”. I inni to uznawali.
Krzysztof Kazana, dyrektor Szkoły Podstawowej w Dębowicy: - Współpracowałem z nim kilka lat. Prawdziwy fachowiec w temacie tenisa stołowego. Wiele osób korzystało z jego pomocy w tej dziedzinie. Był „zachłanny”, ale w dobrym tego słowa znaczeniu, na puchary dla LZS. Tuż przed jego śmiercią jechaliśmy na zawody wojewódzkie. - Jedziecie po medal - powiedział. Faktycznie wróciliśmy z medalem.
Wiesława Gmurkowska: - Bardzo się wtedy cieszył.

Jerzy Jóźwik: - Martwił go brak zrozumienia ze strony władz samorządowych, jeśli chodzi o wpływ sportu na życie mieszkańców wsi. Nieraz zwracał włodarzom uwagę, że nie czują tego sportowego bluesa.
Henryk Tymosz, przewodniczący Rady Powiatowej LZS i prezes LKP „Orkan” Wojcieszków oraz radny powiatowy: - Z Jankiem współpracowałem głównie na płaszczyźnie sportowej. Służył mi dobrą radą w tematach piłkarskich. Początkowo sceptycznie odnosił się do powołania nowego podmiotu pod szyldem LKP Orkan Wojcieszków. Ale kiedy nasz Orkan awansował i z powodzeniem występuje w klasie okręgowej, Janek przewartościował swój punkt widzenia. Chętnie włączał się w organizację festynów ludowych, gdzie przygotowywał i koordynował turnieje. Robił to profesjonalnie angażując nie tylko swój czas, ale i całego siebie. Był to człowiek niepowtarzalny, fanatyk sportu i wierny jego propagator. Nie pracował dla poklasku i orderów. Był bardzo skromny, ale głośny swoją sportową wszechobecnością. Twierdzę, że są ludzie, których zastąpić się nie da. Z pewnością taką wybitną indywidualnością był Jasio. Wciąż go nam brakuje. 


Autor: Magdalena Oknińska, 15 marca 2010 r. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz